Od zera do milionera

Jak nauczyć się norweskiego
Nauka języka obcego od podstaw to energetyczny wampir. Mogę Wam to powiedzieć jako nauczyciel języka angielskiego, a musicie wiedzieć, że sama też kiedyś byłam uczniem. Wy także znacie to z autopsji. Spróbujcie policzyć, ile razy, do momentu przeczytania tego wpisu, rozpoczynaliście przygodę z nowym językiem i ile razy Wasz ogromny zapał spłonął równie szybko, jak rumieniec na twarzy wiejskiej dzierlatki? Myślę, że wynik jest uncountable, zupełnie jak shame. Ale tak naprawdę nie Wy powinniście się wstydzić.

Skąd się bierze nasza niechęć?

Standardy nauczania języków obcych w polskich szkołach można mierzyć w skali „Średniowiecze-PRL”. Nasze podejście do edukacji modelowo wpisuje się w definicję "systemu", który niestety stoi w opozycji do zasad akwizycji językowej, według których kluczowym elementem w przyswajaniu języka obcego jest ekspozycja na język obcy. I mówiąc o ekspozycji nie mam na myśli systemu, w którym 3 razy w tygodniu grupa 30 uczniów bezmyślnie wsłuchuje się w nauczyciela, by raz w miesiącu bezmyślnie wykuć reguły gramatyczne oraz garść niepraktycznych słów i, po raz trzeci bezmyślnie, zaliczyć test. Nauczanie, którego przedmiotem jest teoria języka, a nie jego praktyczne właściwości, jest nieefektywne, bolesne i zabójcze dla dalszych prób pracy z językiem. Dodajmy do tego element wrodzonej prokrastynacji i masz babo placek. Z wielkich planów podboju świata zostają nam tylko wstydliwe wspomnienia minionej zuchwałości. A wierzcie mi, tak być wcale nie musi.

Ile czasu tak naprawdę potrzebujemy na naukę, by zacząć mówić?

Zdarzyło Wam się kiedykolwiek wygooglować to pytanie? Jeśli tak, to wiecie co na ten temat sądzi grupa „anonimowych specjalistów od wszystkiego”, którzy upatrzyli sobie internetowe fora językowe na swoje leże, w którym zwabieni clickbaitowymi tytułami, niczego niespodziewający się naiwniacy zalewani są falą żrącego hejtu. Wszystko w myśl zasady „nie znam się, to się wypowiem”. Okazuje się jednak, że istnieje odpowiedź na to nurtujące nas wszystkich pytanie. Odpowiedź, która w dodatku jest stosunkowo precyzyjna. Naukowcy (nie wiem tylko, czy amerykańscy!), wyliczyli średni przedział czasu, jaki należy poświęcić na naukę, by osiągnąć poszczególne poziomy biegłości językowej. A wygląda to mniej więcej tak:

Poziom
Liczba godzin
A1 (początkujący)
ok. 80-120 godzin
A2 (podstawowy)
ok. 180-200 godzin
B1 (średniozaawansowany)
ok. 350-400 godzin
B2 (wyższy średniozaawansowany)
ok. 500-600 godzin
C1 (zaawansowany)
ok. 700-800 godzin
C2 (biegły)
ok. 1000-1200 godzin

Co to oznacza w praktyce? Ano, oznacza to tyle, że aby osiągnąć poziom średniozaawansowany (B1), na naukę należy przeznaczyć pomiędzy 350, a 400 godzin zegarowych. Przyjmijmy średnią 365 h i już wiemy, że wystarczy godzina efektywnej nauki dziennie przez rok czasu, aby możliwe stało się prowadzenie nieskrępowanej rozmowy z rodzimym mieszkańcem kraju, którego języka się uczymy. Dla uczciwości należy dodać, że Europejski System Opisu Kształcenia Językowego (CEFR) mówi o godzinach nauki pod instruktarzem wykwalifikowanego nauczyciela, a także o tym, że tempo nauki jest uzależnione od takich czynników jak:

1. Dotychczasowe doświadczenie związane z nauką języków obcych.
2. Intensywność nauki.
3. Wiek.
4. Ekspozycja na język poza godzinami nauki.
Ja dodałabym do tej listy jeszcze jeden czynnik, o którym mówi się bardzo rzadko, a moim skromnym zdaniem ma kluczowe znaczenie – motywacja.

Eksperyment

Ponieważ nie lubię rzucać słów na wiatr, a tak się składa, że zawodowo pouczam innych ludzi, w jaki to łatwy i przyjemny sposób mogą nauczyć się języka obcego, postanowiłam przeprowadzić eksperyment. W lipcu przyszłego roku czeka mnie zmiana miejsca zamieszkania – pakuję walizki i lecę pomieszkać w Norwegii. Jeżeli temat tego skandynawskiego kraju nie jest Wam zupełnie obcy, to prawdopodobnie wiecie, że podjęcie zatrudnienia na stanowisku innym niż zbieracz runa leśnego wymaga tam znajomości języka norweskiego. Runo zbiera się tylko w sezonie wegetacyjnym, a ja przewegetuję tam blisko 2 lata, toteż staram się myśleć perspektywicznie i zawczasu zadbać o zdobycie odpowiednich umiejętności.

Mój poziom znajomości języka norweskiego w chwili obecnej jest równy zeru. W ciągu siedmiu miesięcy dzielących mnie od wyjazdu chcę osiągnąć B1. Sprawozdanie z postępów będę publikowała na blogu co tydzień, aż do dnia wyjazdu, dzięki czemu będziecie mieli wgląd w moją aktywność, to znaczy:

- opowiem Wam o materiałach i metodach, które wykorzystuję – poznacie wady i zalety różnych podejść do samodzielnej nauki języka,
- będę się z Wami dzieliła danymi nt. faktycznego czasu jaki poświęcę na naukę każdego dnia oraz
- faktycznego czasu jaki poświęcę na aktywność językową poza godzinami nauki.

Jaki jest mój cel, poza oczywistą oczywistością, czyli przejściem od językowego zera do milionera? Chcę, abyście mogli obserwować na bieżąco proces akwizycji języka i zrozumieli, że nigdy nie jest za późno i żaden język nie jest zbyt trudny.

Zapraszam Was do wspólnego udziału w eksperymencie, dzielenia się swoimi postępami oraz własnymi metodami, materiałami i przemyśleniami. Czas start!

Pozdrawiam,
Der Norsk Teacher

Komentarze

  1. Właśnie przyjechałem do Norwegii i też chcę się nauczyć tego języka.Już się nie mogę doczekać porad eksperta :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mariusz, możesz na mnie liczyć :) od poziomu expert dzielą mnie wprawdzie lata świetlne, ale braki na tym polu postaram się nadrobić doświadczeniem z językiem angielskim! Zapraszam na kolejny wpis w niedzielę.

      Usuń

Prześlij komentarz